Matka moja droga, w czasach młodości zapalona
rękodzielniczka, przekazała mi w swoim czasie podstawy wiedzy
dziewiarsko-krawieckiej, a następnie swoje zasoby książkowe z tych dziedzin,
ale muszę przyznać, nie interesowałam się tymi dość ubogo wydanymi publikacjami
sprzed kilku dekad. Czarno-białe,
niewyraźne zdjęcia i powszechny wówczas zwyczaj podawania wzorów w formie
opisowej (więc podatnej na błędy) jakoś nie zachęcały do lektury a szukania
inspiracji.
Ostatnio jednak, w ramach lekkiej lektury do kawy, zaczęłam
przeglądać te zmurszałe skarby. I
czasami zaskoczona jestem treścią. Cechą wspólną większości takich publikacji
(podobnie jak i kulinarnych z tamtego okresu) była troska o edukację czytelnika
i wiara w misję szerzenia kaganka powierzoną autorowi. I tak w książeczkach
typu „Kolacje na cały rok” zawsze będzie poważny wstęp traktujący o podstawach
dietetyki i konieczności zwalczania much w kuchni i spiżarni, a w „Splotach na
druty” – ostrzeganie czytelniczki o pułapkach czyhających na dziewiarkę, która
nie robi próbek, dzierga w niewygodnej pozycji, albo używa drutów o
pozadzieranych końcach.
I w tych poradach a zaleceniach nic zaskakującego akurat nie
ma. To, co było dla mnie odkryciem, to różne rady i techniki, które teraz wydają
się nam zdobyczami ery Internetu, a -
jak widać - w rzeczywistości niczym nowym nie są. Np. łączenie otwartych
oczek, z angielska zwane teraz kitchenerem, to powszechnie ( i przystępnie!)
opisywany ścieg dziewiarski.
"Roboty i robótki na zimowe wieczory" S. Podgórska |
Co ja się naoglądałam filmików, żeby to cholerstwo
opanować! Pierwsze próby robiłam z laptopem na kolanach, śledząc krok po kroku
kwieciste nieraz wskazówki dziewiarskich blogerek. „Łapiemy prawą nóżkę górnego
oczka, a teraz lewą dolnego” i tym podobne zalecenia nijak nie dawały mi się wcielić
w robótkę. Dopiero rysunek w „Dziewiarce
doskonałej” Bożeny Jeske rozjaśnił mi problem raz na zawsze. I się okazało, że
nie jest to żadna sztuka tajemna, wymagająca nie wiadomo jakich umiejętności (w
co już zdążyłam uwierzyć po kolejnym krzywym szwie)
"Dziewiarka doskonała" B. Jeske |
Bo nie chodzi o ułożenie oczek naprzeciw siebie, jak to
nakazuje większość opisów, ale na
przemian , na „jaskółczy ogon”, tak,
jakby to była jedna połać dzianiny z brakującym rządkiem. I zszywając
oczka prowadzimy nitkę jakbyśmy tworzyły nowe oczka, odtwarzające ten rząd i
scalające tym samym dzianinę.
Innym całkiem odkrywczym dla mnie zaleceniem było robienie
dużych połaci dzianiny na drutach z żyłką, żeby nie obciążać rąk. Nie znam
żadnej dziewiarki z ery przed magic loopem, która tak dziergała. Ciekawe
dlaczego? Nikt nie czytał tych opisów racjonalizatorskich? A teraz,
przynajmniej według moich obserwacji, większość
„nowoczesnych” dziewiarek dzierga na drutach z żyłką, dzięki czemu główny ciężar robótki spoczywa na
kolanach.
Ciekawostką było też dla mnie odkrycie splotów tunezyjskich
w „1000… splotów na drutach i szydełkiem” (Kowalska-Jarosz, Kleeman –
Krasuska).
"1000… splotów na drutach i szydełkiem” Kowalska-Jarosz, Kleeman – Krasuska |
Z szydełkiem tunezyjskim, jako produktem fizycznym, spotkałam się
jakieś 10 lat temu. Opisy robótek wykonanych tą techniką widywałam ostatnimi laty w przedrukach dziewiarskich
gazetek niemieckich, ale jako żywo, nie znam nikogo, kto by się biegle nią
posługiwał. A tu tymczasem w publikacji sprzed niemal trzech dekad mamy zarówno
przystępne objaśnienie techniki, jak i całkiem sporo schematów splotów.
No i zagwozdka na koniec: jak trzymacie nitkę przy robótce?
Sposobem angielskim, francuskim czy szwajcarskim? ;) Bo ja, niczym pan
Jourdain, który odkrył, że od 40 lat mówi prozą, dowiedziałam się, że dziergam
po szwajcarsku. No proszę, proszę… J
"1000… splotów na drutach i szydełkiem” G.Kowalska-Jarosz, K. Kleeman – Krasuska |