wtorek, 3 lipca 2018

Aliexpress, czyli kaszmir to, czy też nie?

Jak pewnie wielu z Was, co jakiś czas odbieram od listonosza przesyłki opatrzone egzotycznymi napisami, które to pakuneczki płyną do mnie z drugiego końca świata.
Różne drobne akcesoria krawieckie, stopki do maszyny, przybory dziewiarskie... Aż w końcu skusiłam się na włóczki. Wiadomo – włóczkę najlepiej kupować stacjonarnie, obejrzeć kolory, pomacać i pomyziać – ale jak ktoś mieszka na głębokiej prowincji, to stacjonarnie może sobie kupić co najwyżej podstawowe akryle. Przyzwyczaiłam się więc do kupowania niejako w ciemno, nigdy nie zamawiam większych ilości nieznanych włóczek, no i zaakceptowałam fakt, że takie kupowanie wełny musi być obarczone sporym ryzykiem rozbieżności między oczekiwaniami a rzeczywistością.
Postanowiłam więc zaryzykować z włóczkami z Chin. W zasadzie chodziło mi tylko o włóczki z włókien, które w tamtym regionie powstają, bo bez sensu byłoby kupować np. tureckie wełny czy egipską bawełnę via Chiny. Pozostaje więc bambus, kaszmir, angora i norka. Angorę skreśliłam od razu ze względu na niehumanitarne pozyskiwanie surowca. Co do norek nie mam pewności, ale podejrzewam, że sytuacja może być podobna do angory, więc dla spokoju sumienia rezygnowałam z włóczek jednoznacznie opisanych jako mink wool. Pozostał kaszmir. 

I tu też miałam problem. Etykiety są po chińsku, a opisy łamanym angielskim, tak więc nigdy do końca nie wiadomo, co się kupuje. Podejrzanie tani kaszmir najczęściej okazywał się wełną owczą „cashmere soft”. Włóczki z wizerunkiem norki na etykiecie odstrzeliłam od razu, ale wiele włóczek ma na etykiecie kaszmirską kozę, w opisie kaszmir, ale w słowach kluczowych pojawia się norka. Z tymi zdecydowałam się zaryzykować, bo w anglojęzycznych źródłach znalazłam, że „mink” to nie tylko norka, ale też ogólne oznaczenie norkowego koloru lub wyjątkowej miękkości. Ale do końca pewności nie mam, bo jak wspominałam, etykiety są dla mnie całkowicie nieczytelne.

Pierwsze zamówienie, złożone w listopadzie a mające dotrzeć na Boże Narodzenie, okazało się niewypałem. Nie doszło. Zamówiłam na próbę różne włóczki u jednego sprzedawcy, w systemie śledzenia Alliespress paczka została oznaczona jako doręczona (z dokładnym określeniem daty i godziny), ale przesyłka o tym numerze nie pojawiła się ani w systemie śledzenia China Post, ani w monitoringu Poczty Polskiej (ani w żadnym systemie międzynarodowego śledzenia przesyłek kurierskich – też sprawdziłam, choć takie drobne paczuszki zawsze idą zwykłą pocztą). Sprzedający okazał się być niemiłym zbukiem, odesłał mnie do systemu śledzenia Aliexpress i wpierał mi, że to pewnie ktoś z sąsiadów odebrał paczkę. Przebolałam stratę włóczek i pieniędzy, a sprzedającego wciągnęłam na czarną listę. Minęło kilka miesięcy, zniechęcenie do Aliexpress trochę zelżało, postanowiłam spróbować jeszcze raz.



Następne zamówienie złożyłam przezornie u kilku różnych sprzedawców. Wszystkie paczki bez problemu wyguglały się w monitoringu Chna Post i jakimś międzynarodowym systemie śledzenia przesyłek (co utwierdziło mnie tylko w podejrzeniach co do uczciwości pierwszego sprzedającego) i po jakimś miesiącu listonosz zaczął przynosić mi miękkie paczuszki z chińskimi nalepkami.
Wrażenia dotykowe są bardzo obiecujące – niteczki są cieniutkie i super miękkie, więc nawet jeśli to nie jest czysty kaszmir, to jest to na pewno jakaś dobra wełna.


Na próbę wydziergałam zwykły komin – szyjogrzej. Musiałam użyć poczwórnej nitki, żeby osiągnąć akceptowalną grubość, ale warto było. Dzianina wyszła miękka , a po praniu zrobiła się taka jedwabiście „lejąca”. Zobaczę jesienią, jak się to będzie nosić, ale na razie – w robocie i praniu – się sprawdziła. 


Właśnie zamówiłam kolejne motki – bambus i tencel – i mam nadzieję, że dojdą przed końcem lata :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz