Przez całą zimę nosiłam się z
zamiarem uszycia sobie filcowej torby, ozdobionej haftem albo aplikacją. Mijały
kolejne zimowe miesiące, a ja oglądałam dziesiątki zdjęć rozmaitych listonoszek
ze sztywnego filcu i laserowo wycinanych, folkowych motywów. W końcu syndrom
osiołka i żłobka osiągnął taki rozmiar, że żeby nie zwlekać dłużej,
postanowiłam całkowicie zmienić koncepcję, coby złapać się choćby na „zimnych
ogrodników”. Ostatecznie stanęło na
miękkiej torbie z elastycznego filcu (przy czym ten „elastyczny filc” to nic
innego, jak sfilcowany sweter z lumpka ;) ), ozdobionej aplikacją wykonaną
filcem igłowym.
Torba jest miękka, spokojnie mogę
ją zwinąć i upchać w dolnej części wózka. Aplikację nafilcowałam na sucho igłą,
ale potem jeszcze „sprasowałam” ją na mokro, rolując tę część torby (przed
zszyciem) na bambusowej podkładce. W środek wszyłam podszewkę z kieszeniami na
portfel, dokumenty i telefon, a całość zamykana jest na zamek. W miejscach
przyszycia paska naszyłam haftowane osłonki maskujące toporność szwu – przez te
wszystkie warstwy trudno mi było wszystko idealnie wyrównać, a uznałam, że
szybciej będzie zasłonić czymś łączenie niż podpruwać i poprawiać.
Mam pewne obawy co do trwałości
aplikacji – to nie jest makatka na ścianie, tylko intensywnie użytkowane
akcesorium, miętoszone, wciskane do wózka, upychane w samochodzie, pocierane
rękawem kurtki… Zobaczymy, najwyżej
naszyję na wierzch jakąś aplikację, albo… uszyję nową torbę. Póki co noszę z
dumą i radością, a aktualna aura, zgoła nie kwietniowa, całkowicie
usprawiedliwia wełniane dodatki.
Super. Świetny pomysł i bardzo ekologiczne wykonanie. Sweter dostał nowe życie. :)
OdpowiedzUsuńok
OdpowiedzUsuń