W zeszłym roku zrobiłam mojej siostrze na urodziny szal
Pleat Up. Połączyłam trzy nitki – merceryzowaną bawełnę Dropsa, bambus Alize i
cieniutką merino z allegro, żeby nieco przełamać śliskość obu włóczek. Dzianina
wyszła lejąca ale sprężysta, a sam model, dzięki kształtowi i zakładkom,
przepięknie układał się na ramionach. Szal został przyjęty entuzjastycznie,
noszony chętnie, ale niestety, jakaś kanalia bezczelnie ukradła go mojej
siostrze w galerii handlowej. Zawsze mówiłam, że przybytki konsumpcji to ZUO.
Jakby komuś potrzeba było dowodów, to proszę.
Na kolejne urodziny postanowiłam wydziergać drugi Pleat Up.
Tym razem z jedwabiu, żeby zobaczyć, jak ten model będzie się prezentować
wykonany z cieńszej i miększej włóczki. Szukałam grubszego jedwabiu w cenie nie
wywołującej zawału i takiż znalazłam w Zeberce (http://sklep-zeberka.pl/).
Zdecydowałam się połączyć dwie nitki - lśniący jedwab morwowy i kosmaty szantung.
Gładki jedwab morwowy (Mulberry) złagodził trochę „buklowatość” szantungu i razem dały bardzo ciekawy efekt.
Już przy robieniu nie mogłam się nadziwić, że tak duża połać dzianiny może być tak lekka. Nic dziwnego, że jedwabne szale są tak chętnie brane przez dziewiarki-globtroterki do samolotu J.
Zdecydowałam się połączyć dwie nitki - lśniący jedwab morwowy i kosmaty szantung.
Gładki jedwab morwowy (Mulberry) złagodził trochę „buklowatość” szantungu i razem dały bardzo ciekawy efekt.
Już przy robieniu nie mogłam się nadziwić, że tak duża połać dzianiny może być tak lekka. Nic dziwnego, że jedwabne szale są tak chętnie brane przez dziewiarki-globtroterki do samolotu J.
Po skończeniu wrzuciłam do gara i zafarbowałam na grafitowy kolor.
Spiesząc się
bardzo, bo noc była już zaawansowana, a prezent miał zostać wręczony nazajutrz,
odpuściłam szukanie w piwnicy dużego gara i zafarbowałam w największym, jaki
miałam w kuchni.
Jak to w takich sytuacjach bywa, gar okazał się za mały, nie
mogłam dobrze przekładać dzianiny i wyszły smugi. Ale nic to, szal nabrał dzięki
temu nieco dekadenckiego charakteru, z pogranicza stylu postapokaliptycznego
;).
Razem z szalem zafarbowałam chwost.
Zastanawiałam się nad zrobieniem stosownej pętelki, żeby sis
mogła zaczepiać ją o guzik płaszcza, jak się będzie znów wybierać w jakieś podejrzane
miejsca, ale ostatecznie odpuściłam ;). Niech pilnuje – jak i ten straci, do
końca życia dostawać będzie ode mnie wyłącznie skarpety. Na szelkach.
Szala nie blokowałam - po przepraniu i strzepnięciu rozwiesiłam go tylko, bo oczka wyciągnęły się same.
Na szal zużyłam około 500 metrów włóczki, czyli połowę ze sprzędzionego motka. Teraz zrobię coś dla siebie. Takie połączenie dwóch nitek okazało się najbardziej ekonomicznych rozwiązaniem, a szal miał ciekawą fakturę.
Na szal zużyłam około 500 metrów włóczki, czyli połowę ze sprzędzionego motka. Teraz zrobię coś dla siebie. Takie połączenie dwóch nitek okazało się najbardziej ekonomicznych rozwiązaniem, a szal miał ciekawą fakturę.
W porównaniu do poprzedniego, jest jednak dużo miększy i bardziej się nadaje do
owijania wokół szyi niż do noszenia na płaszcz. Kolejny szal z tej przędzy
zrobię jednak mniejszymi drutami, bo 4mm okazały się ciut za grube. To znaczy –
wyszło ok., ale ja wolę bardziej mięsiste dzianiny, kolejną chustę z tego
jedwabiu zrobię ściślejszymi oczkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz